Góry zachodu

Góry zachodu złotem zapłoną, Słońce utonie pod horyzontem. Pod barwną nieba w dali zasłoną Nad Stawem razem siądziem na łące.

Przytulę Ciebie mocniej o zmroku, Zanim cień jaru Staw w dole muśnie. I zasłuchani w szumie potoków Znajdziem melodię, przy której uśniem.

Gdy noc rozsypie gwiazdy po niebie, Błysną latarnie w miastach pod nami, Osnuję oddech Twój wokół siebie. Będziemy razem tam – zakochani.

Zakochani

Przez długie lata smutne całe Bywałem wesół raczej rzadko Szarawe chmury wciąż wisiały Nade mną niczym owcze stadko

Lecz teraz coś wyraźnie się zmieniło Prysnął mój żal, jak pryska z mydła bańka Chyba mnie w Niej znalazła wreszcie miłość Wraz lepsze jest me życie niźli bajka

Niech szumią drzewa, śpiewa wiatr
Niech słońce grzeje, muzyka gra
Powtórzy za mną wiosenny deszcz
Że zakochałem się!...

Przez długie lata piękne całe Będziemy razem już dalej szli Błękitne niebo błyśnie w dali A słońcem na nim będziesz Ty

Bo w końcu coś na lepsze się zmieniło Prysnął nasz ból, jak pryska z mydła bańka Z pewnością ja znalazłem w Tobie miłość To prawdą jest – to nie jest żadna bajka

Niech tańczą drzewa, wzdycha wiatr
Niech słońce świeci, muzyka gra
Zaśpiewa z nami wiosenny deszcz
Zakochaliśmy się!...

Tęsknota

Byłem nad wodą – zaraz wróciłem. Słońce, choć grzało, to zimne było. Chęć na jedzenie także straciłem. I wśród znajomych nie było miło.

Na mieście pustki i brak rozrywki. I w telewizji potworne nudy. Nie cieszą nawet żadne używki. Opcham się chipsów, to będę gruby.

Nie wiem, co robić – wychodzę z siebie I staję obok, lecz stoję chwiejnie. Każda sekunda, jak rok bez Ciebie. Bez Ciebie wszystko jest beznadziejne.

Sen o poranku

Pójdę nad jezioro, usiądę na brzegu, Słońce mnie ogrzeje, wiatr policzki muśnie. Jeszcze nie widziałem teraz przebiśniegów… Oczy swoje zamknę i na piasku usnę.

We śnie Cię odnajdę w magicznej krainie, Pośród gór wysokich, potoków pluszczących. Jeszcze nie wiem, z czego kraj mój senny słynie… Usiądziemy razem na kwitnącej łące.

Przytulisz się do mnie, w niebo zapatrzona, Które swym błękitem dech w piersiach zapiera. Jeszcze nie jest pewne, czyś Ty moja żona… Dotyk Twoich ramion nieco onieśmiela.

Zbudzi nas ostrożnie rosa na polanie, Otworzymy oczy, wierząc temu szczęściu. Kochasz mnie, najmilsza, tyś moje kochanie… Rano wciąż będziemy w – na jawie – objęciu.

Wreszcie zdecydowany…

Pomiędzy nami padały słowa Pełne analiz doświadczeń, obaw… I choć mi możesz w to nie uwierzyć, Nas nie da rady ich miarą zmierzyć.

Cóż bowiem z tego, że zaufanie Powinno z czasem być zdobywane, Skoro po paru dniach razem z sobą Nic nie skrywamy za słów zasłoną?

Cóż z przekonania, że to z przyjaźni Rodzi się miłość, gdy najwyraźniej W parę tygodni tej znajomości Większość opadła nas wątpliwości?

Jak mógłbym odejść, gdy nawet chwili Nie ma, bym nie chciał myśleć o Tobie? Pragnę, żebyśmy razem przeżyli Cudowne lata, każdą ich dobę.

Wiele z poglądów czas zrewidować… Tak bardzo chciałbym powiedzieć wreszcie:… Z pewnością tyś ma druga połowa. Kocham Cię bardzo… I będę wiecznie.