Słowo

Czasem rani tak, jak nóż, czasem wzburza milion burz. Czasem bije prosto w twarz, czasem dość już niego masz.

Czasem dzieli serca dwa, czasem skądś szczegóły zna. Czasem prosto z mostu drwi, czasem ciśnie z oczy łzy.

Czasem złamie Cię na pół, czasem nie pochlebiasz mu. Czasem staje w gardle ością, czasem mówi o miłości…

Czasem namaluje śmiech, czasem nie za wiele wie. Czasem nawet słodkie jest, czasem nie jest całkiem złe.

Czasem nie wiesz, co to jest to, co łamie tyle serc. A wystarczy ruszyć głową – to po prostu zwykłe słowo…

Cień

Czy widzisz cień za sobą? On nie odbija się w lustrze. Choć nie ma oczu, ust, uśmiechu, ma wrażliwe serce.

Choć widzisz go codziennie, nie lubisz się z nim znać. Po cieniu czarnym depczesz, a on nie może wstać.

Czy widzisz łzy na ziemi? To Twojej winy ślad. To łzy tych wszystkich cieni, zdeptany serc ich płacz.

I nie wiem, czemu ranisz tych, co kochają Cię. I tylko wie wytrwały – dlaczego depczesz? – cień…

Zmiana

Zmieniłem się. Czyżby? Kto to wie, jak nie ja? Jestem jak książka. Nie szanowana rozdarła się w środku. Gdy zniszczyła się oryginalna, kolorowa okładka, zanieśli ją do introligatora. On posklejał podarte strony, obłożył książkę. Nowa okładka jest szara i brzydka. Ale treść książki pozostała niezmieniona.

A może wolałabyś, bym poszedł (jak ci dziewięciolatkowie) i niszczył groby? Albo, jak Oni walczył pięścią, a nie słowem? Żeby obgadywał Cię za plecami, nie twarzą w twarz?

Nie znasz mnie i nie poznasz. Bo nie umiesz. Bo nie chcesz. Bo po co?

Myślisz, że mnie nie ranisz, bo jestem inny. Błąd! Jestem inny, bo łatwo mnie zranić…

Zimno mi z Tobą. Z Wami. Z ludźmi…

Wolę być sam niż musieć kłamać.

Wirtualne kwiaty

Wysłałbym błękitne chabry albo fiołków cały bukiet. Wysłałbym pierwiosnki zgrabne, ale zerwać ich nie umiem.

Wysłałbym czerwone maki lub narcyzów żółty bukiet. Ale co ja mogę zrobić, kiedy właśnie mamy luty?…

Wyślę kartkę, a na kartce słów „kwiecistych” cały bukiet – chabry, fiołki i pierwiosnki, bo Cię bardzo, bardzo lubię!…