Kolejna Ty znów minęła z dala mnie. Znów jedna z gwiazd spłynęła, budząc gniew. Tak naprawdę, nie powitał mnie dziś nikt. Złudny czar raz kolejny jeszcze prysł.
W oku mym, jak w zwierciadle obraz lśni. Patrzą weń, widząc własny obraz zły. Biją, bo to odbicie drażni wzrok. Zniszczą mnie, taki ich następny krok.
Brak mi sił i nie podał ręki ktoś, Komu też już od dawna było dość. Czy to dzień, czy nastała znowu noc? Nie wiem sam, bo zegarem rządzi błąd.
Niby uśmiech, ale cóż to jest za gest? Przecież dusza się na strzępy moja rwie. Umrzeć? Tylko po co ginąć, gdy Nie zapłacze nad mym grobem po mnie nikt?