„Cierpienia młodego Wertera…

…jako materiał do rozważań
dla współczesnego nastolatka”

Powieszę się.
Odbiorę sobie życie, tak jak on.
Na przekór dziewczynie, która mnie nie zna,
choć może byliśmy razem.

Umrę.
Zadzwoni w wieży dzwon.
Pomimo grobu agonia będzie trwać,
gdy zimnem mnie obdarzy.

Bohater.
Nietrudno nim być na papierze
lub pewnie idąc na śmierć,
samemu z tą decyzją.

Buntownik.
Też mógłbym trwać w tej wierze,
serce odważne mieć
i siedzieć nad walizką…

Lampa

Znów nie mogłem zasnąć długo,
srebrne gwiazdy znów się śmiały.
Nawet księżyc do mnie mrugnął,
po czym w chmury wpłynął cały.

Dosyć miałem tego świata,
jego krzyku, bólu, świateł.
Pobiegłem, gdzie moja chata;
z marzeń zbudowałem chatę.

Zapaliłem lampę naftą,
rozświetliła wnętrze moje –
taką dziwnie ciepłą barwą –
dając światła blask przyćmiony.

Otworzyłem okna chaty,
wpadł do środka zapach lasu.
To nie to, co miejskie kraty,
smog i głuchota hałasu.

Usłyszałem własny oddech,
bicie serca też poczułem.
Przepadłem, jak kamień w wodę,
nawet myśli przytłumiłem.

Szkoda mi drewnianej chaty,
ktoś nie lubił jej i spalił.
W jakie umknę teraz światy?
Co z mą lampą zrobię dalej?…

Modlitwa Dantego

Gdy las ciemny nagle wyrósł
Wszystkie ścieżki zarosły już
Dumni księża mówią „nie można inaczej”
W kamień zakląłem swój ból
Nie uwierzyłem, bom nie mógł zobaczyć
Bo przyszłaś do mnie w czarną noc
Gdy świt zdawał się straconym
Swą miłość ukazałaś mi w świetle gwiazd

Zapatrz się na ocean
Utkwij wzrok w toni tej
Gdy noc nie chce się skończyć
Ty pamiętaj mnie

Wtedy góra tuż wyrosła
Głębią studni żądzy głód
Z fontanny tej przebaczenia
Poza ogień i lód

Zapatrz się…

Skromną ścieżkę dzielimy, sami
Lecz wątłość serca znasz
Och, pozwól skrzydłom twym wzlecieć
By dotknęły twarzy gwiazd
Tchnij życiem w to drżące serce
Podnieś welon strachu swój
Weź nadzieje zlane łzami
Wzlećmy ponad ten ziemski znój

Zapatrz się…

Loreena McKennitt – Dante’s prayer

Anioł

Cały czas spędzasz czekając
Na tę drugą szansę
Na ten przełom po którym będzie okej
Zawsze jest jakiś powód
By nie czuć się wystarczająco dobrze
I tak ciężko jest na koniec dnia
Potrzebuję czegoś co odwróci moją uwagę
Och, pięknego wyzwolenia
Pamięć sączy się z moich żył
Pozwól mi być pustym
Nieważkim a może
Odnajdę cząstkę spokoju

W ramionach anioła
Odlecę stąd
Z tego ciemnego chłodnego hotelowego pokoju
Tej bezustanności której tak się boisz
Zostajesz wyrwana spośród szczątków
Twego cichego marzenia
Jesteś w ramionach anioła
Obyś znalazła w nich pocieszenie

Tak zmęczony prostą drogą
Lecz gdzie się nie zwrócisz
Za plecami czają się szakale i złodzieje
A burza ciągle się wije
Wciąż budujesz kłamstwo
Że nadrabiasz wszystko czego Ci brakuje
A to nie robi różnicy
Uciekasz jeszcze ten ostatni raz
Łatwiej jest uwierzyć w to słodkie szaleństwo och
Ten chwalebny smutek który rzuca mnie na kolana

W ramionach anioła…

Sarah McLachlan – Angel

Pisanie do szuflady

Piszę coraz częściej na tym blogu i zastanawiam się, po co to robię, skoro nikt (poza chlubnym wyjątkiem Scypia – ukłony 😉 ) moich wypocin nie czyta. Samo zresztą zjawisko blogowania przez długi czas mnie odrzucało, tak jak mnie zwykle odrzucają masowe mody.

Nigdy nie umieszczam wpisów na siłę, nie piszę o tym, że „dzisiaj zjadłem na obiad kluseczki” tylko po to, by mieć wpis każdego dnia. Piszę wtedy, gdy mam coś do powiedzenia. Ale dlaczego to robię, skoro prawie nikt mnie nie czyta?

Mimo iż uważam siebie za szczęśliwego człowieka, to żyję w sytuacji, której nie potrafię nazwać do końca dobrą. Traf chciał, że nie tylko urodziłem się w okresie globalnego kryzysu i w czasie konieczności trudnych społecznych przemian, nie tylko żyję w kraju, który – mimo iż piękny – pod wieloma względami ciągle dostaje w dupę i to na ogół od własnych obywateli, ale jeszcze „obdarowany” zostałem cechami charakteru, które sprawiają że niezbyt dobrze znoszę – konieczną – pracę zarobkową. Szybko mnie nudzą moje stałe zajęcia, a niestety nie da się wyżyć tylko z bycia innowacyjnym i wymyślania nowych rzeczy – trzeba je jeszcze czasem wykonywać przez żmudną i nudną robotę. A przy tym tło, na którym żyję, powoduje że nie płynie z tej roboty jakaś obrzydliwie duża nagroda. Ot – w miarę spokojne życie w niewielkim mieszkaniu z perspektywą na to, iż przez jakiś czas nie dotknie mnie bezrobocie.

Dusić różnych niezadowoleń w sobie nie daję rady.

W szkolnych czasach mogłem „puścić parę w gwizdek” wypracowań czy scenariuszy szkolnych kabaretów. Teraz te zawory bezpieczeństwa bezpowrotnie zniknęły, więc pisuję sobie tu oto, na tym blogu. Wstyd przyznać, ale na ogół piszę artykuły w pracy. To jest mój sposób na oderwanie się na chwilę od przyziemności codziennych zadań. W domu nie znalazłbym czasu na to pisanie. A tak – mogę „zmarnować” czas na wypisanie frapujących mnie rzeczy, których poza Scypiem pewnie nikt nie przeczyta i wrócić do pracy, a potem do domu nieco spokojniejszy, by cieszyć się ogólnie wysokim poziomem szczęścia, którego właścicielem póki co jestem 🙂