Fending questions off

In her blue eyes she’s so blue And her tears tear skies apart All her colours’ve lost their hue She’s alone and she knows that

Now she fends just for herself Fends incoming questions off All her life is filled with death Peace of heart she’s looking for

Eye to I and sight to side Every day she’s passing through Eager like eagle for flight Out again she seeks for truth

Rewolucja bez drobnej zmiany

W mojej głowie niegdysiejszy w perzynę obracam świat. Zmieniam się i „ja” dzisiejszy mało ma z dawnego „ja”.

W moim sercu kwitła pustka, czas wreszcie wypełnić ją. W dłoni mignie biała chustka – tak pożegnam „samość” swą.

W moim życiu czas na zmianę, czas się przestać za nim wlec. Łyknę czasem wino grzane, ale po nim – będę biegł.

Nie pobiegnę jednak szybko, by hen, z przodu nie być sam. Wciąż nie umiem kochać płytko… Toż to jestem ten sam „ja”!…

Płatki

Znów w moje skrzydła zawitał wiatr, w magiczny sposób siłę tchnął. A każdy dzień bez Ciebie wieczność trwa, brakuje w dłoni Twoich rąk.

Znów każdy dzień uśmiechów niesie sto, każdy przyćmiewa słońca blask. Wierzę, że w końcu się stanie coś, zabiją wspólnie serca dwa.

Znów czuję się, jak w wiosenny świt, co eksplodował tęczą barw. Chcę byś ujrzała również i Ty ten kolorami młody świat.

Znów się zakocham, niech szumi wiatr, niech mówią ludzie, co tam chcą. Chcę, aby każdy dzień na wieczność trwał, gdy Twój uchyli płatki pąk.

Urokliwie

Dziwnie dziś się stało niepóźnym wieczorem. Może tak być miało, a może nie w porę.

Nie wiem sam, dlaczego darzę Cię sympatią. Nie ma w tym nic złego, choć się zdarza rzadko.

Przecież masz już kogoś przy swym pięknym boku. Zawiodę się srogo, lecz jak mam dać spokój??

Próbę, nie wiem którą, nie wiedząc, czy w ręce spoczął tylko urok, czy może coś więcej…

(Nie) Mój anioł

Spotkał mnie anioł, gdy byłem w górach, skinął mi dłonią utkaną z mgieł. Oczy bezbarwne i mina czuła, nim zakwitł uśmiech, rozpłynął się.

Kiedyś poczułem w rodzinnym mieście tak wielką miłość, jak chyba nikt. Anioł mój był tam, a w jego geście znalazłem czułość; i wtedy znikł.

Wróciłem w góry późną jesienią, znów za mgiełkami mój anioł stał. Czasami jednak coś się odmienia, tym razem nie znikł, a ze mną trwał.

Kruche jest jednak serce anioła, ciągle niepewien sam siebie był. Gdym go dotykiem chciał obdarować, znów rozpiął mgiełki i znowu znikł.

Dziś stoję w górach, w których tak ładne utkał znów z wdzięku wokoło mgły. Ten nowy anioł też nie jest dla mnie i zniknie pewnie; a wraz z nim Ty.