Noc małego cudu

Złocista noc zapala snów marzenia Znów kusi mnie życzeniem do spełnienia Przez gęstą mgłę nie bardzo wiem gdzie wracam Minuty dwie mijają niczym lata

Srebrzysty deszcz policzki moje głaszcze Przez niego znów przez całą noc nie zasnę Spokojny wiatr kropelki w twarz zacina A każda z nich Twój dotyk przypomina

Zatrzymał się autobus na przystanku Ja nadal śnię, że jesteś mą kochanką Odjeżdża w dal, najwyższa pora wrócić A rankiem złym… Znów przyjdzie się obudzić.

Co myśleć

Sam nie wiem, co myśleć O Twoim spojrzeniu Tak pełnym pragnienia, Jak w cichym westchnieniu, Tak wątłym, jak płomień Od świecy na wietrze, Niepewnym jednakże, Jak „jutro już nie chcę”. Sam nie wiem, co myśleć O swym zachowaniu, Bo chyba tam czeka Ktoś bliski mi, Aniu. Nie chciałem odmówić Sam sobie Twych ramion, A bliskość Twą w tańcu Wspomniałem i rano. Nie chciałem, by minął Mnie skóry Twej dotyk, Musnąłem policzki Twe – złote pieszczoty… Czy chcę Ciebie jeszcze? – Powstaje pytanie. Choć prosta, niezręczna Odpowiedź jest na nie. Mógłbym oglądać Cię I pieścić Twe ciało, Lecz jak na uczucie To trochę za mało.. Choć kusi erotyzm Twojego spojrzenia, Choć coś obiecują Znajomych westchnienia, Choć myśli o Tobie Karmią zmysły seksem, Umówię się z Tamtą, Co kochać mnie zechce.

W deszczu

Drogi lśnią i szemrze mgiełka, Świat w deszczowych strugach tonie. Gdzieś na rogu – kawiarenka; W swoich Twoje trzymam dłonie.

Niebo lśni, mrugają gwiazdy, Świat okryty nocy płaszczem. Sen za snem, piękniejszy każdy, Ale dzisiaj już nie zasnę.

Oczy lśnią, dlaczego? – spytasz. Odpowiedź w źrenicach błyśnie. Boję się, że gdy zaświta, Czar niczym sen wątły pryśnie…

Walentynka

Fiołki, róże, tulipany, Chabry, dzwonki i żonkile Poprzetykałbym bukszpanem, Związał wstążką… no i tyle, Wszystkie piękne i pachnące, Posłałbym do Twego domu, Czułabyś się, jak na łące… Proszę, nie mów więc nikomu, Że posyłam tylko słowa, Ledwie opisując bukiet. Ech… To jakaś zmowa: Walentynki zrobić w lutym! Nie ma fiołków, przebiśniegów, Pierwiosnków zerwać nie umiem. Jeśli chcesz, wydepczę w śniegu, Że Cię bardzo, bardzo lubię.

Sad

Wsłuchaj się w otchłań – przestrzeń i czas Wstrzymaj na chwilę w plejadach gwiazd. Na kruchej skale, wśród lśniących słońc, Wybudowałem nieduży dom.

Domek z kart niemal, wątły jak ja; Tuż obok szumi zielony sad. Z okien na pustkę widok i mróz Wokoło skwierczy, ale nie tu.

Żaden to pałac – dobrze to wiem: Niejeden lepiej spełniłby sen. Ale Ty jedna wciąż mi się śnisz… Uwierz mi, proszę, bądź sadem mym!…