Spójrz na moich oczu blask, łez strumieniem płomień zgasł. Umarł we mnie szczęścia ptak, gdy skrzydłami szargnął wiatr.
Spójrz…
Spójrz na moich oczu blask, łez strumieniem płomień zgasł. Umarł we mnie szczęścia ptak, gdy skrzydłami szargnął wiatr.
Spójrz…
Może to tylko twoja pomyłka, nic poważnego, niewielki błąd. Może zbyt wiele pragnąłem tylko, gdy chciałem dotknąć twych drżących rąk.
Może masz rację – nie twoja wina, że pomyślałaś, że kochasz mnie. Może to zabrzmi, jak wielka drwina: i ja myślałem, że tak już jest.
Może nie było słów jednoznacznych, słyszałem tylko, com słyszeć chciał. Lecz czy zrozumieć mogłem inaczej, kiedy mówiłaś, że tylko ja?
Może nie muszę wszystkiego wiedzieć, w końcu nie jestem powiercą twym. Ty nie chcesz mówić. Ja chcę powiedzieć: Będę cię kochał, dopókim żyw.
W pewną czarną, górską noc na szlak wyszedł pewien ktoś. Niebo w gwiazdy stroi się, wkoło szum wiekowych drzew.
Smutna cisza w uszach grzmi, ktoś się bardzo przejął tym. W oku błyszczy srebrna łza, odbite w niej światło gra.
W dole latarenki miast, w górze milion mruga gwiazd. Ktoś cierpiący widzi je, serce się na strzępy rwie.
Gdzieś w oddali mieszka ta, którą biedak kocha nasz. Teraz jednak bez niej jest, sam z zapartym tkwi tu tchem.
Smutna cisza w uszach grzmi, nikt nie przejmie się już tym. Ktoś w bezruchu w górach trwa, zastygła już srebrna łza.
Uśmiech błyszczy w oku, i chyba ma ktoś piękne sny. Rękę jego anioł wziął, odeszli daleko stąd.
W pewną czarną, górską noc na szlak wyszedł inny ktoś. Niebo w Księżyc wtula się, wkoło szum tajemny drzew…
Może dziś zamknę oczy na zawsze. W objęciach anioła ukoję mój ból. Świat się stanie dla mnie jak najdalszy. W cieniu znikną tęsknota i znój.
To nieważne, co o mnie powiedzą. Tak naprawdę, to nie znał mnie nikt. Me anioły mnie teraz prowadzą Tam, gdzie będę w miłości już żył.
Cóż mnie trzyma tu, na tej Ziemi? Czy bolesny przyjaciół mych brak? Ja i anioł mój zbyt dobrze wiemy Że i Anna nie w sercu mnie ma.
Co mam zrobić, bym zamknął me oczy I nie otwarł ponownie już ich? Mój aniele, ja ciebie tak proszę Weź mą rękę i spraw, żebym znikł…
Szumcie drzewa, szumcie. Świeć Księżycu mój. Choć me życie gorzkie, nie opuszczę gór.