VHSowego wideo pozbyłem się parę lat temu. Najpierw z domu do piwnicy, a potem z piwnicy w cholerę.
Z czasem przyszedł – nazwijmy go szumnie – moment refleksji. Oglądam filmy z DVD i różnych DivXów. Film ze ślubu mamy w DVD i w DivXie. Gigabajty piractwa (na własny użytek, więc legalne ponoć) wraz ze zdjęciami w cyfrowej postaci na 500GB dysku w kompie stojącym pod TV i robiącym za „media center” też są meganowoczesne.
Ale jak coś fajnego leci w telewizji o drugiej w nocy (bo przecież o normalnej porze nigdy nie leci nic fajnego), to nie mam jak tego nagrać.