Znałem ją dobrze przez długi czas; Zwykła wysiewać nasiona w piach. A była sama, jak nie był nikt. Nie rozumiałem, że chce tak żyć.
Zawsze wierzyła, że nie ma zła, Ludzie potrafią zachować twarz. Ufała wszystkim, jak mało kto. Im oddawała krew swoich rąk.
Rodzina dawno wyrzekła się, Twierdząc, że córka zgubiła sens. Przyjaciół wielu nie miała znać, Lecz zawsze jednym z nich byłem ja.
Zasiała ziarno w pustyni proch. Dała mu wodę; swój własny pot. Chroniła, dając swój własny cień, Aż kiedyś wzbił się do nieba pień…