Stał na dachu całkiem sam, jego włosy targał wiatr. Tłum na dole krzyczał: „skocz!” i wiatr też mu w plecy dął.
Zobaczyłem go w tym stanie i się ozwał serca głos. Gdy stanąłem zaraz za nim, wtedy mi powiedział to:
Był szczęśliwy, jak to w bajce, miał dziewczynę, dobry los. I, jak bywa, stanął w walce tam gdzie dobro, a nie zło.
Szybko przestał być lubianym, gdy od kłamstwa odciął się. Rzucił się w głęboką wodę i utracił z oczu brzeg.
Gdy go bili, że nie bije, prześladowcom dawał dłoń. Przebaczył nawet tym ludziom, co sprzedali jego dom.
Był zbyt dobry, to jest pewne, żył jak zjawa gdzieś ze snu. Z zemsty za to, że nie płacił, dziewczynę zabito mu.
„Nie uciekam, tylko wracam tam, skąd siłą wzięto mnie. Ja się na ten świat nie pchałem, więc nie wtrącaj, proszę się”.
Byłem pewien, że zeskoczy, by dokonać własne sny. Pochwyciłem go za rękę i skoczyłem razem z nim.