Spotkał mnie anioł, gdy byłem w górach, skinął mi dłonią utkaną z mgieł. Oczy bezbarwne i mina czuła, nim zakwitł uśmiech, rozpłynął się.
Kiedyś poczułem w rodzinnym mieście tak wielką miłość, jak chyba nikt. Anioł mój był tam, a w jego geście znalazłem czułość; i wtedy znikł.
Wróciłem w góry późną jesienią, znów za mgiełkami mój anioł stał. Czasami jednak coś się odmienia, tym razem nie znikł, a ze mną trwał.
Kruche jest jednak serce anioła, ciągle niepewien sam siebie był. Gdym go dotykiem chciał obdarować, znów rozpiął mgiełki i znowu znikł.
Dziś stoję w górach, w których tak ładne utkał znów z wdzięku wokoło mgły. Ten nowy anioł też nie jest dla mnie i zniknie pewnie; a wraz z nim Ty.