Góry utoną w czerwieni szczerozłotej. Mgiełki się zepną w firany jeden wzór. Noc pozapala latarni gwiezdną flotę. Spadnie na drogi w tumany wzbity kurz.
Człowiek ostatni zniknie za horyzontem. Zapali w mieście światełek małych moc. Dostrzeże ledwie zmrużonym oka kątem Jedwabną kołdrą okrytą górską noc.
Nad Wielkim Stawem położę się samotny. Wycisnę kontur swój własny w źdźbełkach traw. Wśród ruin smutku powiew wiatru przelotny Poniesie pamięć o bólu, który znam…