Już od tygodnia nie wieją wiatry; ucichły, opuściłem więc żagle i stanęliśmy w miejscu, by zaraz łódź poczęła dryfować. Dokąd?…
Pozostało pragnienie słodkiej wody, tęsknota za lekkim podmuchem słowa-bryzy, by znów ugięło żagle; byśmy kontynuowali tę podróż. Dokąd?…
Pożar i sposób, w jaki go niegdyś ugaszono, a zdmuchnięto tę gwiazdę lodowcem, strawił wszystkie mapy; jesteśmy sami; zachmurzone od dymu niebo też nie ułatwia nawigacji. Dokąd?…
Cisza na morzu zdaje się krzyczeć, zamknąłem swój własny w niej krzyk; tułamy się między horyzontem, a horyzontem malutcy, jak w łupinie orzecha. Dokąd?…
Nie żądam od nas wielkości, nie marzę o sztormie, namiętności bałwanów; chcę tylko tej delikatnej bryzy, tego skrawka wspólnego uczucia i wiary, że jednak jesteśmy na morzu.