Znów ciemna noc zapadła, pogasły światła już. Ostatnia gwiazda spadła, a księżyc odszedł w nów. I ona była sama, nie miała dokąd pójść. A nad nią była brama, wrośnięta w złoty bluszcz…
Odeszli od niej wszyscy, ludzie gardzili nią. Gdy kiedyś poszła do nich, wyrwali radość z rąk.
A miała wielkie plany i często śmiała się, a kiedy ją ranili, nie dała swoich łez. Gdy kiedyś ją złapali, jak okradała sklep, nie znaleźli niczego, lecz tylko czerstwy chleb…
Odeszli…
Znów ciemna noc zapadła, pogasły światła już. Zasnęła gdzieś na ławce i nie chciała nic czuć. A wtedy z mroku nocy przyszedł do parku on. Ukląkł tuż przy dziewczynie, okrył ją drżeniem rąk…