Nadużycie socjalu

Nasz piękny kraj kosztuje mnie co miesiąc około 50-60% mojej pracy. 40% oddaję od razu na VAT, PIT i ZUS, a kolejne złote oddaję Państwu Polskiemu w zakupach nie na firmę (VAT), akcyzie, podatkach gruntowych, od nieruchomości, w taksach klimatycznych, opłatach w urzędach, itp., itd.

Wszyscy, którzy przekraczają próg pomocy socjalnej, dostają od państwa mniej więcej tyle samo, niezależnie od tego, ile za nie płacą (ja wiem, że niektóre rzeczy są tylko w teorii, ale to nie jest praktyczny golb 😉 ):

  • wojskową ochronę granic i policyjną ochronę wewnętrznego porządku – czyli generalnie mówiąc monopol Państwa na stosowanie przemocy
  • jako takie warunki do normalnej egzystencji – ochronę praw człowieka, regulację mechanizmów rynkowych i ekonomicznych, itp.
  • „darmowe” szkolnictwo i służbę zdrowia
  • społeczne zabezpieczenie przed kalectwem (renta) i starością (emerytura)

Nie mam pojęcia, ile kosztuje utrzymanie tego wszystkiego w przeliczeniu na jednego obywatela. Szacuję (28 mln zdolnych do pracy, 38 mln wszystkich, średnia płaca brutto 2300zł, 20% bezrobocia, „dzień wolności podatkowej” 30 czerwca), że jest to miesięcznie około 680zł w tej chwili. Sporo, zważywszy na fakt, iż osoba (których jest w Polsce najwięcej) zarabiająca minimum socjalne nie jest w stanie tyle na Polskę wyłożyć.

Ponownie – nie mam pojęcia, jak jest dzielona ta kasa. Znowu szacuję (28 mln zdolnych do pracy, 38 mln wszystkich, 20% bezrobocia, dodatkowo jakieś 20% nie wytwarza PKB – urzędnicy, itp.), że 17mln osób musi utrzymać te pozostałe 21 mln. Jak bym nie liczył, wychodzi mi że 44% społeczeństwa utrzymuje pozostałe 56%. Chyba bliskie to jest prawdy, bo często się słyszy, że w Polsce na jednego pracującego przypada 1 niepracujący.

Na co idą pieniądze płacone przez 44% pracującego i zarabiającego ponad mimimum socjalne społeczeństwa?

Na pomoc dla pozostałych.

Ja rozumiem, że mamy wartości demokratyczne i humanitarne. Zgadzam się, że nie można zostawić bez pomocy osób cierpiących głód i nędzę. Więcej – uważam, że nawet z czysto ekonomicznego punktu widzenia nie opłaca się zostawić osób, którym się nie udało, na śmierć.

Rozumiem i akceptuję rolę państwa jako regulatora niekorzystnych zjawisk, które płyną z kapitalizmu i wolnego rynku. Ba, chętnie oddam połowę swojej pensji na zapewnienie w miarę godnego bytu osobom, którym w tej chwili wiedzie się źle.

Ale do cholery, niech te 56% ma trochę szacunku do swoich dobroczyńców. Skoro ktoś żyje z zasiłku, albo renty niech nie okrada mi piwnicy, nie dziurawi opon w samochodzie, nie sprawia, że boję się wyjść na ulicę wieczorem. Niech nie obnosi się ze swoim życiem za jałmużnę („ze mną będzie ci lepiej, ja mam rentę” – tak jakiś lumpek zaczepiał kiedyś w pociągu moją narzeczoną). Niech w końcu nie wydaje na wódę pieniędzy, które dostał „na dzieci”.

Wreszcie – niech nie bierze zasiłku gość, który jest silniejszy i zdrowszy ode mnie, a do pracy nie idzie tylko dlatego, że „za 3,50zł mu się nie opłaca”. Mi też się kurde nie opłaca, choć zarabiam niby więcej. „Niby”, bo połowę zarobku oddam na utrzymanie takiego trutnia właśnie.

Powiesz, Czytelniku: „świetnie, mnie też to denerwuje, ale co z tym zrobić; odciąć pomoc wszystkim?”. Otóż pałęta się po mojej głowie takie rozwiązanie, które mogłoby zmniejszyć marnotrawienie moich i Twoich pieniędzy na socjalne nadużycia.

Dlaczego zasiłki i pomoc wszelaka jest udzielana w gotówce?

Kiedy podchodzi do mnie ktoś na dworcu i prosi o pieniądze, a ja je mu dam, wyda je zapewne na alkohol. Kiedy proponuję, że kupię mu coś do jedzenia, na ogół słyszę „ty ch…” i gość rezygnuje z mojej pomocy. Pokornie przyjmują moją pomoc tylko ci, którzy faktycznie jej potrzebują.

Dlaczego nie ograniczyć pomocy socjalnej do zaspokajania jedynie podstawowych potrzeb człowieka? Nie masz z czego żyć, brakuje Ci na jedzenie – państwo Ci pomoże przeżyć. Nic więcej. Zamiast gotówki wystarczyłoby dawać zasiłki w bonach (coś jak Sodexho np.), których nie dałoby się wymienić na dowolny towar. Dostajesz bon, możesz go „wydać” jak pieniądze gdziekolwiek, ale nie możesz za niego kupić np. alkoholu.

Że co? Że sprzedawaliby bony? Przecież mogą być imienne, ważne tylko z dowodem osobistym.

Oczywiście, to nie rozwiązałoby wszystkich problemów, ale zmniejszyłoby liczbę nadużyć.

Co Wy na to? Macie jakieś pomysły na ograniczenie rozbuchanego polskiego socjalu?

4 myśli nt. „Nadużycie socjalu

  1. Wegorz na prezydenta 🙂

    A jak „..i gornicy i hutnicy, marynarze, kolejarze” (rampampampam :P) wyjda na ulice by protestowac to sie wezwie mnie i ja zrobie porzadek. Awanturnikow i krzykaczy sie powystrzela, a reszte nauczy jak zyc i co uwazac 😀

    …tylko, ze bedzie nas wtedy jakies 21 ml maks…

  2. z tego co ostatnio slyszalam/czytalam 1 pracujacy musi utrzymac 4 emerytow w naszym szanownym kraju… a bedzie jeszcze gorzej. zaczyna sie dyskusja o podniesieniu wieku emerytalnego kobie, bo skoro statystyczna kobieta zyje 80 a mezczyzna rownie statystyczny 72, to rachunki mozna zrobic samemu. nie mowiac juz o wysokosci zarobkow. dopiero co UK wyrownala pensje kobiet i mezczyzc, ale u nas to pewnie za 20 lat albo i pozniej.

    a co do bonow, kto by je drukowal i za ile 😉 wtedy nalezaloby dostac taki kontrakt i jest sie ustawionym

    pozdr.

  3. Oczywiście że będzie dużo gorzej, dlatego dużym błędęm było przejedzenie pieniędzy z prywatyzacji. Lepiej było spłacić „starych” emerytów i zbudować system od nowa, opierając go o prywatne ubezpieczenia. A tak to muszę płacić na tych 4 emerytów i jeszcze zbierać dla siebie.

    Bony drukowaliby Ci, co dotąd (np. Sodexho). Oczywiście że przy przetargach jest ryzyko korupcji, ale mój wpis jest w kategorii „Nowy lepszy świat”, tu są optymistyczne założenia 😀 Poza tym lepiej stracić 10-20% przy druku bonów niż tracić 80-90% na cwaniaków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *