Podszedł do mnie kiedyś człowiek. W chudej dłoni trzymał laskę. Czarną czapkę miał na głowie, oczy nie świeciły blaskiem.
Pomyślałem: „Biedny facet! Nigdy nie zobaczył słońca.” Bo przede mną stanął ślepiec, który trwał tam już do końca.
Wtem się ozwał w takie słowa: „Naiwność Twą wiarę broczy, że postrzega tylko głowa, mogą widzieć tylko oczy.”
Zapytałem: „Cóż innego, gdyś jest zmysłów pozbawiony? Czy widziałeś gdzieś ślepego, jak tkwi w pejzaż zapatrzony?”
On nie zraził się zupełnie, tylko mówił słowa mądre: „Na języku smak masz pewnie, a nie czujesz nic żołądkiem.
Krajobrazy widzisz duszą, oczy widok tylko karmi. Malarze widzieć nie muszą, muszą tylko czuć coś na dnie.
Ci, co widzą, widzą wady, wyobraźnia czyni zalet. Ślepiec nie ma tej ogłady, która oczom daje zamęt.”
Zrozumiałem wtedy prawie, że wzrok wadą jest, nie darem.