Świecę zdmuchnął górski wiatr, Choć nie zapaliłem jej. Wątły płomyk zbladł i zgasł, Brakło obecności Twej.
Noc, jak dawniej, skryła mgłę, Pętlę znów zakreślił czas. Zagubiłem, kotuś, Cię W jednym z migoczących miast.
W przewidzianej pełni był Pewnie Księżyc za tą mgłą. Nie widziałem, jak Ci lśnił; Przyjemniejsze sprawy są.
Tuż nad ranem zbudził dzień Grą swą pośród rosy kos. Nawet nie wspomniałem Cię, Jakież miłe było to!
Wyruszyłem pośród skał, Odnalazłem radość znów, Zaś Jej uśmiech nawet trwa Gdy Twój Księżyc stuknie w nów.