Dla Niej już wszystko straciło sens, Jej życie przeszło w koszmarny sen. Niebo Jej zaszło chmurami zła, Jej cierniem była każda chwila. Czekając deszczu, roniła łzy, igrała z nocą, marnując dni. Z Jej pięknej twarzy uśmiech już znikł; tyle, co Ona, nie cierpiał nikt…
Gdyby choć trochę pokochał Ją, już by jej nie chciał wypuścić z rąk. Lecz nie chciał żadnej szansy Jej dać, by zamiast dawać, mogła też brać. Tak przeminęło piętnaście lat, gdy czas był dla Niej, jak starszy brat. Wreszcie stanęła u nieba bram, On w dalszym ciągu – jest całkiem sam…