Żyjemy w czasach, w których niemal każdy chce być kimś wyjątkowym. Najgłupsze nawet reklamy telewizyjne kierowane są do naszego ego, a głównym hasłem jest zwykle „kup nasz produkt masowy, a będziesz wyjątkowy, będziesz sobą, będziesz cool„.
Propaganda wartościowania samego siebie paradoksalnie z łatwością trafia do mas – w końcu każdy lubi słyszeć że jest wyjątkowy.
Społeczeństwa coraz bardziej się liberalizują, na coraz więcej chcemy w imię wolności pozwalać pojedynczym – niejednokrotnie skrajnym – jednostkom. Coraz częściej zacierają się przy tym granice wszelkiej obyczajowości. A przecież nasza wolność nie jest bezwarunkowa i powinna kończyć się w miejscu, gdzie zaczynamy szkodzić innym. Nie będzie naruszeniem mojej wolności zakaz zabicia sąsiada, którego nie lubię, bo wtedy wolność sąsiada zostałaby naruszona 😉
Zdajemy się o tym zapominać.
Sam po sobie widzę, jak wielkim egoistą potrafię być. Głosowałem na i popieram nadal partie, które chciałyby zlikwidować większość socjalnych „usług” państwa, bo chciałbym by z zarabianych przeze mnie pieniędzy więcej zostawało w moim portfelu. Kombinuję, jak by tu wykorzystać swoje talenty do szybkiego zarobienia kwoty, która pozwoliłaby mi do końca życia nie pracować – a przecież wtedy na mnie musieliby pracować inni. W przyrodzie nie ma nic za darmo.
Minutą ciszy pominę fakt, iż te 70% mojej pensji, których na oczy nie widzę jest w naszym państwie marnotrawione. Kolejną minutą ciszy przemilczę fakt, iż z „usług” socjalnych naszego państwa korzystają głównie osoby wcale tych usług niepotrzebujący, na ogół zwykli kombinatorzy i lenie, którzy – nie dziwię się zresztą – wolą sięgnąć po zasiłek za friko niż porównywalną minimalną pensję za pracę.
Przyjmijmy na chwilę (co za piękny sen), że żyjemy w (prawie) idealnym państwie, gdzie efekty działania naszych podatków widać – nie ma bezdomnych na dworcach, bo ZUS zamiast nowego biurowca postawił w kraju paręnaście „hangarów” z ogrzewaniem gdzie każdy człowiek, któremu jakoś się nie udało w życiu mógł przetrwać zimę i czas głodu nawet jeśli przyjdzie pijany. (Bo czy to, że ktoś wpadł w chorobę alkoholizmu automatycznie ma powodować że zostanie wyrzucony z noclegowni i skazany na śmierć? Nie wydaje mi się.)
Przyjmijmy na chwilę, że z naszych podatków jest mądrze wspierany rozwój infrastruktury, rozwój społeczny i praca osób, które nie mają kwalifikacji, ale bez ich pracy nie byłoby „ambitnych” stanowisk pracy.
Czy w takiej sytuacji aż tak żal byłoby wydać te 70% pensji?
Mi nie.
Bo jestem świadomy, że bez wsparcia społeczeństwa – rolnika, piekarza i sklepikarza – zdechłbym za przeproszeniem z głodu. Niewielu z nas byłoby w stanie przeżyć zimę (ba, nawet i lato), odciąwszy się całkowicie od innych ludzi. Więcej – mój zawód nie miałby sensu, gdyby nie praca ludzi z mniejszymi kwalifikacjami.
Nie mam nic przeciwko, by płacić podatki na tych wspaniałych, pracowitych ludzi.
Ale na ten cyrk płacić nie chcę i zrobię wszystko, by płacić jak najmniej.
No i masz racje 🙂
Jak kiedys postanowisz zostac prezydentem to chetnie poprowadze przewrot 😉
Albo insza rewolucje 🙂
….a narazie wracam do szukania pracy 😉