Zakup działki – część XI

G pojechał koło 8:30 do ZUSu odebrać zaświadczenie, które miało być dwa dni temu po południu gotowe. Ale zaświadczenia nie ma. „Proszę poczekać ~50 minut to będzie”. Na to G nie poszedł. On nie pracuje w urzędzie i czasem musi być w pracy punktualnie. „To proszę jechać na IX piętro”.

Na IX piętrze pani urzędnik z wielką łaską stargowała z 50 do 40 minut. Tyle że z 10 minut jechałem windą i czekałem aż mnie wpuszczą przez domofon 🙂 To się G uparł. To go odesłali do naczelniczki.

Naczelniczka wdała się z G w – co prawda kulturalną i spokojną – dyskusję jak to urzędnikom źle bo wydruk zaświadczenia to nie wpisanie numeru NIP czy PESEL + wydruk, a katargo z którą nie da się uporać w 8 dni. Ale w końcu po jakichś 5-10 minutach zaświadczenie przyniesiono i G je odebrał. Uff.

Zakup działki – część X

G pojechał przed pracą – czyli koło 7 rano – poodbierać zaświadczenia. ZUS oczywiście pracuje od 8, więc się niepotrzebnie przeszedł. Na szczęście, skarbówka wstaje wcześniej (a może po prostu szybciej kończy picie porannej kawy), więc tam bez problemu zaświadczenie odebrał. Co prawda z okienka „przyjmowanie wniosków” a nie „wydawanie zaświadczeń” (z którego go przepędzono), ale darowanemu – za 21zł – koniowi w zęby się nie patrzy.

Koło 7:30 G dojechał do wydziału ksiąg wieczystych sądu rejonowego (by sobie krótszą nazwę zrobili). Tam urzędniczki siedzą od 7 ale nie przyjmą interesanta przed 8. Może to co napiszę, będzie krzywdzące dla zapracowanych i słabo opłacanych pracowników sądu, ale z tego co widziałem, praca w godzinach 7-8 polega głównie na parzeniu kawy i pogaduszkach. Niemniej, 30 sekund na wydanie zaświadczenia nikt nie znajdzie. Przynajmniej G nie musiał wyjść na dwór, bo ochroniarz pozwolił mu poczekać w budynku.

W międzyczasie kilka telefonów do ZUSu. Przed 8 nikt nie odbiera.

Punkt 8:00 G wszedł do pokoju z kwitkiem… I mało z tym kwitkiem nie odszedł. Zaświadczenie wg urzędniczki, owszem, ma być dzisiaj ale… po południu. Na kulturalnie zwróconą uwagę że nikt tego nie wspomniał przy składaniu oraz prośbę o litość po pół godzinie czekania, zaświadczenie na szczęście się znalazło.

Po wyjściu telefon do ZUSu. Po 8 też nikt nie odbiera. Dopiero o 8:07 ktoś podniósł telefon i okazało się że w ZUSie to samo, co w sądzie – 7 dni minie po południu, a nie rano, zaświadczenia nie ma i nie wiadomo o której godzinie będzie. G odpuścił i poszedł do pracy.

Projekt domu – część II

Wybraliśmy sobie – szukając intensywnie od jakiegoś czasu – projekt „Dom w Anyżku” z Archonu. Pasuje nam jego układ, garaż przerobimy na gabinet i po paru mniejszych poprawkach będzie git. Kolega G z liceum jest architektem i byliśmy u niego by obgadać co i jak. Sprawami typu przyłącza, geodeta, itp. także on się zajmie, więc spadnie z nas ciężar wielu zmartwień 🙂

Póki co niewiele jest konkretów, ale już wiemy za co się zabrać i jak. Architekt zamówi projekt w Archonie (mówi że ma jakąś zniżkę dodatkowo) i jak już będziemy go mieli, to będziemy kombinować.

Póki co chcemy zrobić takie oto przeróbki:

  • zbudujemy lustrzane odbicie tego domu, bo bardziej pasuje nam do działki (mamy wjazd od południowo-wschodniego narożnika niestety)
  • garaż zmienimy na gabinet
  • bramę garażu zamienimy na okno
  • powiększymy łazienkę i pomieszczenie gospodarcze kosztem garażu/gabinetu
  • okna w pomieszczeniu gospodarczym zamienimy na drzwi
  • usuniemy kominy spalinowe i wentylacyjne (poza tym od kominka), bo będziemy grzać prądem, a wentylację zrobimy mechaniczną z odzyskiem ciepła
  • powiększymy łazienkę na górze kosztem jednego z pokoi

Wiele osób nam odradza (włącznie z architektem, którego ojciec zakłada gazowe piece 😉 ) ogrzewanie elektryczne. Wentylacja mechaniczna także nie spotyka się ze zrozumieniem.

Chcemy jednak zbudować nowoczesny dom, w którym za 10 lat, gdy energia zdrożeje, nie będzie trzeba za dużo przerabiać.

Wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła jest pozornie droga, ale pozwala zaoszczędzić na oknach, budowie kominów, a – przede wszystkim – na rachunkach za ogrzewanie w przyszłości. Pozwala też stworzyć w domu lepszy klimat i mieć zawsze świeże powietrze, co dla alergika jak G (nasze dzieci pewnie też będą alergikami – oby nie bo będę miał przechlapane u A) jest dość ważne.

Grzanie prądem w dobrze ocieplonym domu nie jest dużo droższe od grzania gazem. Sprawdziliśmy to i jest tak nawet jak się liczy kalkulatorem na stronie gazowni 😉 Jeśli w przyszłości zabraknie ropy, węgla lub gazu, inni będą wymieniać piece. My po prostu skorzystamy z tego, że zakład energetyczny wymieni elektrownię na np. atomową. Założymy piece akumulacyjne z dynamicznym rozładowaniem, które raz że ciągną prąd tylko w taniej taryfie, to jeszcze pozwalają na tak dokładną regulację, na jaką nie pozwoli żaden system z centralnym piecem.

Gdy napalimy czasem w kominku, wentylacja z odzyskiem ciepła rozprowadzi energię po całym domu i piece automatycznie zeżrą mniej prądu przy najbliższym ładowaniu.

Instalacja ogrzewania elektrycznego wyjdzie nam trochę taniej niż gazowa, a jak dodamy jeszcze koszt dociągnięcia gazu, który jest daleko od działki, wyjdzie spora różnica, którą lepiej wyjdzie zainwestować w jakieś fundusze. Kwestię strachu przed posiadaniem w domu gazu pomijam 😉

Jeśli chodzi o ciepłą wodę, też chcemy ją grzać prądem (zakład energetyczny na nas nieźle zarobi 😉 ) Założymy 3 ogrzewacze przepływowe blisko punktów poboru wody: w obu łazienkach i w kuchni. Dzięki temu zaraz po odkręceniu wody będziemy mieli ją w takiej temperaturze, jaka jest potrzebna, co pozwoli zaoszczędzić na szybkim zapełnianiu szamba (bo nie wiadomo kiedy wykonają nam na osiedlu zaplanowaną kanalizację) zimną wodą spuszczaną bezużytecznie zanim poleci ciepła. Może wyjdzie to trochę drożej niż gaz ale nie jest to drastyczna różnica, a nasz komfort też się liczy.

Tyle pomysłów na razie. Czekamy aż architekt ściągnie projekt, wtedy będziemy działać dalej.

Zakup działki – część VIII

Jako że G jest nadal na urlopie, to w ramach święta zakochanych pojechał do urzędów załatwiać papiery potrzebne do uzyskania kredytu. W urzędzie skarbowym trzeba załatwić zaświadczenie o niezaleganiu z podatkami (G prowadzi działalność gospodarczą), a w ZUSie – zaświadczenie o niezaleganiu ze składkami. Jak ktoś pracuje na umowie o pracę to pewnie wystarczy zaświadczenie o dochodach z pracy.

Oczywiście, urząd nie może być prosty do przejścia, bo obywatele gotowi pomyśleć że Oni tu są dla nas.

Żeby dostać zaświadczenie z urzędu skarbowego w Szczecinie trzeba:

  1. Wziąć druk w urzędzie skarbowym.
  2. Pójść do pokoju chyba 36 w urzędzie… miejskim (dobrze że akurat należę do skarbówki co jest po drugiej stronie ulicy, a nie drugiej stronie miasta) gdzie urzędniczka wklepuje info o konieczności zapłaty.
  3. Pójść do kasy w urzędzie miejskim, gdzie jest megakolejka (przed G stało z 30 osób), bo już nie ma znaczków skarbowych.
  4. Zapłacić 21zł (tak, tak: płacimy za to że urząd stwierdzi że mu regularnie płacimy).
  5. Otrzymać potwierdzenie wpłaty.
  6. Wrócić do urzędu skarbowego.
  7. Ponownie w kolejkę.
  8. Złożyć wypełniony wniosek + dowód wpłaty.
  9. Odczekać tydzień. Bo to nie wystarczy wpisać NIP+wydrukować. Tzn. pewnie wystarczy, ale od ręki się nie da.

Cudownie.

W ZUSie zaświadczenie jest za darmo, więc bez biegania. Ale też dopiero za tydzień.